Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/406

Ta strona została skorygowana.

dując, że z niego najnieprzyjemniejsze wynikną plotki, ale niepodobna było robić awantury i zamięszać obchodu, gwałtem wypychając tego natręta.
Nikt dobrze nawet nie wiedział nazwiska starca wyglądającego biednie, nędznie prawie, ale tak dumnie i dziko, iż strach było doń się przybliżyć.
Trzymając za rękę dzieweczkę schorzałą, mizerną, nie dawszy się wyrugować z raz zajętego miejsca, ów starzec szedł poważnym krokiem tuż za Rogerem i Idalią aż na cmentarz i pierwszy po exorcie za dziećmi rzucił bryłę ziemi na trumnę, kląkł, pomodlił się potem, otarł oko, ujął rękę dziecka i krokiem poważnym przeszedł tłumy, a za bramą cmentarną zniknął.
Można sobie wyobrazić, jaką to przykrość uczyniło, jakie wywołało oburzenie w Rogerze, który utrzymywał, że mu to umyślnie, na złość ktoś uczynił, że była to zemsta i t. p.
W miasteczku korzystano z ukazania się dziada i tworzono niestworzone baśnie o przeszłości, pochodzeniu, stosunkach aptekarza, który przecież uchodził za szlachcica. Pogrzeb na tydzień przynajmniej dostarczył przedmiotu do rozmów rozlicznych, a wiele miłości własnych żywo zadrasnął. Zaprzeczano panu Skalskiemu praw do takiego przepychu, którym innych, mniej majętnych nieboszczyków zupełnie zaćmił.
Obliczano koszta wszelkie i podnoszono ogólny wydatek do nieprawdopodobnej summy, znajdując, że lepiej było oddać to na ubogich, niż marnować na arystokratyczne manifestacye.
Urażonych było mnóstwo, niemało szyderców, a po nieszczęsnym obrzędzie tym, zamiast smutku i żalu, pozostały długo wytrawić się nie dające kwasy.
— Pyszałki! — mówili wszyscy, pyszałki, nie mogli inaczej, to się choć na nieboszczyku musieli popisać, że pieniądze mają!
Konceptów niesmacznych z powołania pana Skalskiego, a wyjętych po większej części z Molierowskich komedyj, przytaczać nie warto.