Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/412

Ta strona została skorygowana.

ka, gbura. Myślał więc, iż łaskę by jej uczynił, gdyby sobie z nią poigrał, jak kot z myszą i potem unieśmiertelnił balladą.
Mówią o okrucieństwie dzieci, ale i owi ludzie wielcy, którym się zdaje, iż geniuszem ludzkość przerośli, okrutni bywają.
Walek oczekując na uszczęśliwienie hrabianki, uszczęśliwiał niewinne i nieopatrzne dziewczę. Siadywał tam długo, często nawet wieczorami. Czasem ją wyprowadzał w uliczkę pustą, pod gałęzie lip i cicho szepcząc wiódł miodowemi słówkami... daleko.
Z razu jakoś się to tak stało, że go ojciec nie widywał, potem zobaczył i nic nie powiedział, potem spojrzał marsem, Lince nałajał i skutkiem tego urządziły się spotkania po za oczyma ojca. Geniusz potrzebował dystrakcyi i ta mu się słusznie przecie należała od Opatrzności, która go wyjątkowym stworzyła.
Nie rychło troskliwa o prowadzenie się swojego gościa pani Pauze, znowu posłała Hankę na zwiady, a przezorne dziewczę zasiadło tak dobrze w furcie ogrodu, iż pana Luzińskiego doskonale widziało, gdy Linkę całował, a Linka się śmiała tylko. Raport zdany właścicielce restauracji pod Różą, napełnił ją zgrozą, postanowiła albo nawrócić grzesznika, lub go natychmiast wypędzić ze swojego domu. Powołany wieczorem przed straszliwego sędziego, Luziński udał się do pani Pauze; Hanka, Jóźka, oberkelner, byli najpewniejsi, że dostanie abszyt, (tak się wyraził p. oberkelner). W istocie bawił Walek dłużej niż kiedykolwiek u pani Pauze, znać tłómacząc obszerniej swe postępowanie, ale tak dobrze uniewinnić się potrafił, iż nie tylko w domu pozostał, nie tylko przybrał ton nieprzyjemnie imponujący, ale jeszcze w dodatku Hance nagroził, okazując, iż wie o denuncyacyi. Służba restauracyi miała go za czarnoksiężnika, a był tylko nic dobrego.
Wśród tych miasteczkowych wakacyj, które