Gdy się to działo w miasteczku, Turów zdawał się na pozór zamarły, szczególniej po ostatnim niedoszłym pojedynku du Vala i don Luisa z Boguniem, który nie oszczędzając ich obu, wyśmiewał wypadek cały, w czem mu inni dopomagali.
Przyczyną tak niefortunnego znalezienia się Luisa i pozornego stchórzenia obu, była hrabina. Zrobiło ona scenę gwałtowną du Valowi, wystawiając los swój, jeźli by sama pozostała wśród nieprzyjaciół — nagliła, płakała, łajała, żądała zgody à tout prix i wymogła nareszcie na synu, że nie wyjdzie, na du Valu, że przeprosi... Bogunio zaspokoił się napisanym listem i otwarty trzymał na stole, objaśniając komentarzami.
Stało się jak despotyczna hrabina kazała, ale potem trzeba się było jeszcze bardziej zamknąć w pałacu, do którego nikt już nie przyjeżdżał i zerwać wszelkie stosunki z sąsiedztwem, które nigdy przyjaznem nie było, a teraz stało się otwarcie niechętnem.
Du Val chodził jak zabity, gdyż na odwadze mu nie zbywało, zamyślał o wyjeździe do Warszawy.
Strachy o wykradzenie panien jakoś przycichły i zdawały się przesadzonemi lub zmyślonemi, gdyż nigdy hrabianki spokojniej, z większą rezygnącyą się nie zachowywały.
Hrabina zdumiona była szczególniej pobożnością Izy i kilkakrotnemi napomknieniami dobrowolnemi o szczęściu zakonnego żywota.