Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/419

Ta strona została skorygowana.

spraw zdawać na wikarego, on w istocie zarządzał parafią.
Był to nie młody już człowiek, dobrej tuszy, wesół, swobodnego umysłu, nieznużony w pracy, pozornie pobłażliwy dla ludzi, w towarzystwie uprzejmy — ale w spełnieniu obowiązków nieubłagany dla siebie i dla drugich. Bogunio widując go tylko za stołem, w kompanii, na zabawach, mylił się w ocenianiu go i sądził, że będzie mieć do czynienia z lekkim i łatwym człowiekiem.
Wikarego zwano pospolicie księdzem Eustachiuszem, było to jego imię. Rzadko go dla pracy około dusz w domu zastać było można, to też jego mieszkanie urządzone było jak gospoda. Ogromna izba wcale nie elegancka, staremi zastawiona sprzętami, trochę ciemna, wyglądała na skład raczej, niż mieszkanie. Na stole pod oknem tylko brewiarze i kilka książek, kałamarz i pióra poświadczały, że tu mieszkał ktoś i pracował. W kącie przy drzwiach, leżała czasem uprząż koni księdza wikarego, na kominie podkowy, w kącie stały ogrodnicze narzędzia, a w głębi przyciemnionej szafy i komody, poustawiane były niezliczone rupiecie.
Ksiądz wikary pisał, gdy wszedł po cichuteńku Bogunio, podniósł rumianą twarz nierozpoznając go zrazu, a potem wstał poważnie i prosił siedzieć. Gość tak go znalazł teraz zmienionym, od wesołego księdza Eustachiusza którego przy kieliszku widywał, iż pomimowolnie uląkł się zadania z którem przyszedł. Miał minę tak seryo, tak onieśmielającą, iż nie wiedzieć od czego było zacząć. Ale poczciwy szaławiła, gdy mu służyć było potrzeba drugim, w sercu szukał natchnienia.
— Cóż tu waćpana dobrodzieja do mnie sprowadza, zapytał wikary, bo że nie prosta grzeczność, to pewna? Może oszczędzę panu czasu i preludyów, gdy go o to spytam.
Bogunio skrzywił się.
— A! księże wikary dobrodzieju, muszę ci się przy-