tę nieszczęśliwą panią Pauze, która z przyczyny zburzonych przez cię humorów na fluksyą choruje i na ostatek wynalazłeś sobie piętnastoletnią niewinność w trumnach dla urozmaicenia tego bankietu.
Walek chciał to w żart obrócić.
— Ale to nic nie jest! To dziewczę zabawne bardzo, przypadkiem zaszedłem, no...
— Pierwszy raz?! spytał szydersko Bogunio.
— No, pierwszy nie pierwszy.
— Tak sądzę, odezwał się gość, bo by mi nie wskazano przecie, że tu po całych dniach przesiadujesz.
Walek się przestraszył. — Kto wskazał?
— Jakiś żyd faktor w rynku, skłamał Bogunio.
Luziński pochmurniał.
— A o pani Pauze i wieczorach z nią spędzanych, gada całe miasteczko.
— To nic nie jest.
— Bądź co bądź — przerwał Bogunio, ty wiesz mój kochany, że ja na słodkie grzechy młodości jestem niezmiernie wyrozumiały, ale znowu tak jakoś się kompromitować publicznie w takiej chwili, nie znajduję właściwem.
— W jakiej chwili? odparł Walek.
— A no — w wigilią ożenienia.
— Do tego jeszcze daleko.
— Otóż właśnie, nie — zawołał przybyły, przybywam ci dać znać, abyś do Wólki zjechał, schował się u mnie i był na moje rozkazy. Iza chce to przyśpieszyć.
— A ślub? zapytał Walek, ja nie mogę żadnego księdza namówić.
— Ksiądz już jest, krótko rzekł Bogunio, ty się gotuj, ja wszystko urządzę.
Luziński uczuł jakby dreszcz przebiegający po ciele, ale zarazem radość wielką i począł gwałtownie ściskać przyjaciela, który stał z miną nieco szyderską.
— Pozwól sobie parę słów powiedzieć — dodał bardzo seryo Bogusław. Byłem i jestem lekki, używam życia na wszelki sposób, ale — wolnym się czuję, to
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/428
Ta strona została skorygowana.