tych, co go praktykują sami, to też pani miała jakby instynktowy, niczem zresztą nieusprawiedliwiony wstręt do p. Mamerta. Ale interesa nakazywały go oszczędzać, bo bez niego obejść się nie było podobna, jego zwykle jako narzędzie skuteczne, a neutralne, używano do wysysania hrabianek na korzyść pałacu. Prawda, że szanowny pośrednik miał dar ssania stron obu i zawsze upiekł małą jaką pieczonkę przy ogniu wzajemnego ich nieporozumienia.
W tym dniu i w tej porze, odwiedziny Klaudzyńskiego były zupełną niespodzianką; dosłyszawszy o tem p. du Val, nieco przyzwoiciej usiadł na sofie, hrabina kazała go prosić.
Cicho, na palcach, z grzbietem zgiętym, z uśmiechem dwuznacznym, z którego mógł zrobić w chwili, czegoby okoliczności wymagały, wcisnął się Klaudzyński do pokoju, oglądając przed i po za siebie, postać miał tę samą, z jaką wchodził do panien przed chwilą, z dodatkiem pewnego skupienia ducha i większego jeszcze uszanowania.
— Dobry wieczór panie Klaudzyński, a co tam?
Rządca obejrzał się, nic nie odpowiadając, postąpił jeszcze krok, obejrzał się znowu i cichuteńko rzekł niemal do ucha hrabiny:
— Niezmiernie ważna rzecz, nie mogę tak mówić.. niezmiernie ważna...
Hrabina zbladła, du Val się zerwał z kanapy i przybliżył.
Mamert udawał, że drży, usta mu się trzęsły, oglądał się, pocierał czoło, grał rolę przerażonego, przybitego.
— Ale cóż to może być?! — zawołała samym już jego widokiem strwożona w najwyższym stopniu hrabina.
— Nie mogę mówić, słów mi braknie, obawiam się!
— Chodź do gabinetu! — krzyknęła hrabina, rzucając się ku drzwiom, du Val stanie na straży.
Mamert nic jeszcze nie odpowiedział, na nic się
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/433
Ta strona została skorygowana.