Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/434

Ta strona została skorygowana.

nie odważył, gdy silną ręką hrabiny został porwany, du Val go popchnął, drzwi się zamknęły.
— Mów! prędzej co się stało?
Mamert prosił o szklankę wody.
Hrabina nalała mu ją sama.
Naówczas rozpłakał się.
Rzecz w ten sposób przygotowana, miała pozór bardzo groźny, hrabina blada czekała odezwania się jego, jak wyroku. Stary filut po chwili dopiero oparłszy się o biurko, powoli, przerywanym zaczął mówić głosem:
— Pani, służyłem zawsze domowi waszemu wiernie, z poświęceniem, a ludzie mnie za to nienawidzili, okrywali potwarzami. Westchnął. — Wycierpiałem wiele, ale ten co widzi sumienia, niech mnie osądzi. Oto przychodzi chwila, w której nowy dowód mojego bezinteresownego poświęcenia się dać wam mogę. Wielkie niebezpieczeństwo, wielkie zgorszenie grozi domowi państwa. Wypadek odkrył mi okropną tajemnicę.
Tchu mu nie stało, musiał się wstrzymać, otarł czoło. Hrabina stała jak na zarzewiach gorących.
— Pan Bogusław Turowski jest w spisku, pannę Izę dziś wykraść mają.
Hrabina z krzykiem padła na fotel.
— Ten łajdak! ja go zawsze posądzałam!
Du Val wpadł na krzyk.
— Wystaw sobie, śpiesząc ku niemu, poczęła żywo, ledwie mówić mogąc hrabina, Bogusław Turowski wykrada dziś Izę!
Pan Brunon rzucił się jak opętany, przypadł do rządcy, jak gdyby zabierał się go udusić.
— Mów! — zawołał.
Mamert blady składał ręce.
— Tyle tylko wiem, począł pośpiesznie, iż dzisiejszego wieczora, lub nocy, pannę Izę wykraść maja.
— Kto?
— Pan Bogusław.
— Dla siebie?