Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/446

Ta strona została skorygowana.

oddał konie chłopakowi, którego miał z sobą i wszyscy razem udali się do kościoła drzwiami bocznemi. Iza idąc odzyskała przytomność i siły, Luziński zdawał się je tracić. Ksiądz, który zgodził się na danie ślubu, chciał wszakże poprzedzić go zwykłemi formalnościami i egzaminem, ale Bogunio uczynił mu tę uwagę, że lada chwila pogoń przybyć może i że lepiejby było odłożyć to na później.
W ciemnym kościele, cichym a pustym, który więcej pogrzebową niż weselną miał w tej chwili fizyognomię, kilka świec zapalono przy wielkim ołtarzu. Dwa stare grobowce Turowskich, rycerz leżący na hełmie oparty, niewiasta zakwefiona z różańcem, zdawali się jak świadkowie towarzyszyć obrzędowi. Bogusław, zakrystyan i dziadek kościelny, stanowili orszak cały. Ksiądz Wikary wyszedł przed ołtarz tak prawie drżący jak nowożeńcy, tak zawstydzony jak oni. Z pośpiechem począł odmawiać modlitwy, potem zadał, pytania, na które oboje państwo odpowiadali głosem bardzo dobitnym, zamienił obrączki i ręce związał.
Bogunio patrzał na to i odetchnął dopiero wolniej, gdy Iza po skończonym obrzędzie padła na kolana i modlić się gorąco poczęła.
Stojący przy niej świeżo kreowany małżonek, któremu dla przyzwoitości przynajmniej wypadało ją naśladować i westchnąć w tej chwili do tajemniczej Istoty, władającej losami ludzkiemi, wstydził się jakoś klęknąć, wstydził uznać ukorzonym; pozostał wyprostowany i — trzeba wyznać — wydał się wcale niekorzystnie z twarzą wyciągniętą, bladą, zmęczoną i osłupiałą.
Nie rychło hrabianka wstała, wspierając się na jego ręku. Zbliżyła się podziękować wikaremu, który milcząco krzyż nad jej głową zakreślił... Wszystko było skończone.
Państwo młodzi, wedle niezgrabnego dosyć planu pana Luzińskiego, mieli się udać do restauracyi pod Różą, gdzie on, korzystając z dobrego usposobienia