Jakkolwiek poważna i szanująca się panna Idalia, doznała przecież tego samego uczucia co wszyscy najprościejsi śmiertelnicy, zaledwie usłyszawszy nowinę, potrzebowała ją już nieść innym, piekła ją, pędziła, nie dawała pokoju. Pędem poleciała z nią do brata, który paląc cygaro, myślał pewnie o swych dobrach, narzeczonej i gotowej córce, którą miał wziąć po niej razem z posagiem.
— Wiesz Roger, otóż to wstyd dla ciebie i kto... kto!
— Co takiego?
— Luziński wykradł hrabiankę Izę, ożenił się z nią i uciekł.
Roger ruszył ramionami z pogardą.
— Allons donc!
— Jest najprawdziwsza prawda! całe miasto się trzęsie.
— Ten błazen Luziński?
— Tak! bo był śmiały, a ty?
— A ja? spytał z uśmiechem tryumfującym i ironicznym razem Roger, no — a ja? co?
— Ty ze swą delikatnością, ostrożnością, wahaniem, zostaniesz starym kawalerem i ożenisz się potem z jaką ochmistrzynią.
Roger się rozśmiał.
— Czy jesteś tego pewna? zapytał.
— O! zaręczam.
— Zaczekajże trochę, a potem, powiesz na mnie co zechcesz.
Idalia nadto znała brata, by pod tą minką tajemniczą nie wyczytać jakiejś ukrytej zagadki.
— Bądź spokojną o mnie — zawołał Roger, nie tak źle prowadzę moje interesa.
Nie przyznał się wszakże do niczego.
Doktór Walter dowiadział się o całej niezrozumiałej dla siebie historyi Luzińskiego od kucharki Kazimiry, która nie wahała się przerwać mu pisania tą plotką brukową. Była najpewniejsza, że ją za to spotka bura, ale nieboraczka nie mogła się wstrzymać. Nad wszelkie spodziewanie, wiadomość ta, która po-
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/456
Ta strona została skorygowana.