Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/458

Ta strona została skorygowana.

— Mnie! cóż ja? ale ten chłopiec! ten chłopiec! O mój Boże!
— Ale cóż cię u licha tak bardzo znów ten łotr obchodzi? zawołał Mylius, on dla mnie był jakby własnem dziecięciem, a przecież poznawszy go lepiej, nie żałuję. Waćpanu on niczem nie jest.
To mówiąc spojrzał na Waltera. Walter stał blady, drżący, łzy mu ciągle ciekły po twarzy wychudłej i szepnął cicho:
— Niczem! niczem!.. ten chłopiec jest synem moim.
— Twoim synem! krzyknął, cofając się Mylius, ty jesteś...
— Ja jestem Marek Luziński, wyłkał doktór i padł na kanapę.


ROZDZIAŁ XI.

Na nabożeństwie w Farnym kościele, zgromadzenie, jak zwykle, było bardzo świetne, a świątynia przepełniona. Sam ksiądz prałat Bobek, jak gołąbek siwy, celebrował, ołtarz jego staraniem przybrany, rozkwitły był cały, ozieleniony, woniejący. Z dymu kadzideł gdzie niegdzie widać było śmiejące się róże i wianki aster jesiennych, a spojrzawszy od wielkiego ołtarza na kościół, wianek z twarzy ludzkich ukazywał się ze wszystkiemi odcieniami wiosny i jesieni życia.
W pierwszych ławkach zasiadali honoratiores, wielki i piękny świat, który obraniał się jak