mógł, nawet w domu Bożym, od zetknięcia z niewielkim światem. Trzeba było widzieć, jak pani aptekarzowa szeroko się rozsiadała, aby nie dopuścić do jednej z sobą ławy pani Pauzę. Właścicielka restauracyi robiła słowo w słowo toż samo, bojąc się sąsiedztwa szewcowej, a szewcowa bała się, by przy niej prosta nie siadła mieszczanka z przedmieścia. Wszystko to cicho się urządzało i niepostrzeżenie, baczniejsze tylko oko mogło zręcznych strategicznych dojrzeć manewrów i odgadywało, dla czego jeden nos ucierał, drugi udawał zamodlonego, gdy mu się na sąsiada wpraszano.
Summa się była rozpoczęła. Ksiądz Bobek śpiewał ją słabym, ale czystym głosem, dwóch młodych księży asystowało mu. Ksiądz wikary w komeżce i stule, z ewangelią w ręku, z biretem na głowie, czekał tylko chwili wyjścia na kazalnicę, przechadzając się po zakrystyi. W książeczce, którą trzymał, łatwo było dostrzedz białego papierka, na którym mógł się każdy domyśleć wypisanych zapowiedzi. Nareszcie prałat powoli przeszedł na przygotowane dla siebie siedzenie, ksiądz wikary wyszedł, ukląkł przed wielkim ołtarzem, pomodlił się i wszedł na ambonę.
Jak zwykle przed ciszą uroczystą, słuchacze przysposabiali się do wytrwania głośnem chrząkaniem, kaszlaniem i ocieraniem nieszczęśliwych nosów, gdy ksiądz wikary się modlił. Po tym wstępie szmery ustały, kaznodzieja rozpoczął czytać ewangelią, a po niej wykład skromny prawd w niej zawartych.
Pomimo massy słuchaczów, Bóg jeden tylko wie, ilu z nich istotnie słuchało, a ilu rzeczywiście rozumiało go? W ciemniejszych kątkach pobożni spali, budzili się, otwierali oczy wzdychając i drzemali znowu. Na widniejszych miejscach ci, których sen brał, straszliwie otwierali powieki, które potem zapadały jak klapy na chwilę i otwierały się znowu konwulsyjnie.
Po niektórych twarzach biegały myśli widocznie wcale nie pobożne. Ale tu i owdzie słówko wleciało
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/459
Ta strona została skorygowana.