Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

Cóż dopiero baron, ładny, młody mężczyzna, a wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, bogaty, i jadący do tych nieznośnych Turowskich, których zaraz poznamy!
— Przyznasz pan baron, odezwał się wymownie Skalski, który w obec nowych osób zawsze się starał być jak najwyszukańszym w słowach — przyznasz pan, że okolica nasza należy do najpiękniejszych w kraju. Jest żyzna, obfita, i zasiana pamiątkami przeszłości, roślinność bujna, drzewa wspaniałe, wielka powaga w krajobrazie.
— Dlatego też znaleźliście mnie tu państwo w admiracyi nad nią, zapatrzonego.
— Ojciec mówi o tym kątku, rzekł Roger, ale to zawsze miasteczko jeszcze, to nie cicha, majestatyczna w swej prostocie wieś nasza, trzeba widzieć szlacheckie dwory skryte w głębi tych lasów, i...
— Pan baron jedzie z Galicyi? odezwała się Idalia, wątpię, żeby po jej pięknościach nasze płaszczyzny i bory bardzo go zachwyciły. Galicya jest więcej urozmaiconą.
— Miejscami, odparł baron, jakoś nie myśląc się rozszerzać o rodzinnym kraju, ale ja owszem te okolice znajduję bardzo pięknemi. Czy Turowscy daleko ztąd mieszkają?
— Hrabiowie Turowscy, przerwał Skalski, — których znajomością się szczycimy — rezydują o półtory małej mili od nas, w Turowie, tak, półtory, a raczej dobra mila z ogonem.
Ogon wyrwał się mimowoli aptekarzowi, i dzieci skarciły wzrokiem to nazbyt poufałe wyrażenie się.
— A! westchnął baron, byłbym więc, gdyby nie ta oś, stanął przed wieczorem.
— My oś złamaną błogosławiemy, zawołał Roger, a że nie może być naprawioną tak rychło, o Turowie dziś ani myśleć, zabieramy pana do siebie.
— Tak! rozśmiał się aptekarz. Zajdziemy ku austeryi, każemy powozowi przyjść do miasteczka wprost na pocztę, a sami wracamy z jeńcem naszym.