dopuściło też zbytniego wrażenia zjawienie się niespodziane barona Helmolda, o którego przybyciu Roger nie wiedział nawet. Ten zbliżył się do Skalskich, powitał matkę, uśmiechnął się Rogerowi i bardzo grzecznie podał rękę pannie Idalii.
— Jestem może pierwszy z powinszowaniem i życzeniami, rzekł z przymuszonym nieco uśmieszkiem, przyjm-że je pani.
Idalia przybrała minę bardzo poważną. Rogera zjawisko to zaniepokoiło trochę, czuł się w sumieniu nieczystym, obawiał zapytań i badań, (bo już naówczas między nim a panną Florą stanęła była umowa). Pierwszy to raz po ucieczce hrabianki Izy spotykali się z sobą. Roger sądził, że baron nie proszony, zapewne ich przeprowadzać nie będzie i wkrótce porzuci, ale się stało inaczej. Helmold okazał się niezmiernie grzecznym, prawie czułym dla Idalii, poszedł przy niej tuż ulicą i zdawał się nawet mieć ochotę wstąpienia do apteki.
Należało więc być nawzajem grzecznym, a nie okazać mu niechęci i chłodu nagłego, gdy się go wprzódy tak serdecznie zapraszało.
Roger uznał te konieczność, nabrał odwagi, ujął go pod rękę i rzekł:
— Kochany baron wstąpi do nas na chwilkę.
Miał jeszcze słabiuchną nadzieję, że mu odmówi. Ale wszędzie gdzie kto zawadza, znajdzie się pewnie; Helmold uśmiechnął się grzecznie.
— Jeźli państwo pozwolą...
Tym razem i panna Idalia byłaby wolała, żeby nie przyszedł, nie mogła się wstrzymać od zalotności, a nie chciała nią przed ślubem zrażać narzeczonego, którego się spodziewała.
Baron Helmold był niby wesół, jak każdy przyzwoity człowiek zawsze w towarzystwie być powinien, ale po za tą pożyczaną sukienką można było rozeznać znudzenie jakieś, zmęczenie i smutek.
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/462
Ta strona została skorygowana.