— No, cóż państwo mówicie na historyą panny Izy z tym panem, dont je ne me rapelle pas même le nom?
— Luziński!
— A tak, Ludzyński! Cóż państwo na to?
Roger ruszył ramionami.
— Rozpacz tylko coś podobnego mogła zrobić.
— Byle z tej rozpaczy druga się potem nie rozwinęła, rzekł baron.
— O panu mówiono, szepnął Roger, iż panna Emma...
— O! w takiem towarzystwie bardzo dziękuję, odparł baron, nigdy nawet myśli tej nie miałem. Dosyć, dodał weselej po namyśle, że w powietrzu są osobliwsze małżeństwa. Spojrzał na Rogera, który starał się po sobie nie dać poznać najmniejszego wrażenia. Przepraszam, dodał, miałem na myśli jeszcze jedno... ale to...
Idalia spojrzała nań groźno, baron dopiero pomiarkował, że prawie stał się niegrzecznym i nagle zmienił przedmiot rozmowy.
— Nie mają państwo co do Warszawy? ja wyjeżdżam.
— A! wyjeżdża pan, przerwał Roger.
— Tak... dziś lub jutro.
To mówiąc weszli właśnie do domu, ale wszyscy kwaśni i podraźnieni, baronowi chciał się także wycofać po niezręczności, jaką popełnił, ale nie wypadało. Idalia z dumą niezmierną spoglądała nań gniewna i zalotność zmieniła nagle na chęć zemsty niepohamowaną. W duszy jej grało to słówko barona, osobliwsze małżeństwa...
Zaledwie weszli do salonu, gdy pod pozorem rozbierania się i wypoczynku, pani Skalska i Idalia znikły. Roger i Helmold zostali sami.
— No, — zmierzywszy oczyma Skalskiego, odezwał się po chwili baron, jakże panu idzie w Paprotynie?
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/463
Ta strona została skorygowana.