Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/466

Ta strona została skorygowana.

— No daj mi słowo, że to są próżne bajki.
— Co? nie rozumiem, zawołał Skalski.
— W całej okolicy mówią o... o... jakby to powiedzieć?... nie obrażając was, o projektach waszych do babuni; dajcie mi słowo, że to są bajki?
— Przepraszam cię baronie, odparł Skalski z dumą, jestem we własnym domu, muszę więc być umiarkowanym w wyrazach; powiem ci tylko, że nikomu nie przyznaję prawa wchodzenia w moje czynności i pozywania mnie do tłómaczenia się z nich. Czynię co mi się podoba i odpowiadam przed sumieniem, przed opinią, ale do badania pociągać się nie dam.
— Ja nie nastaję wcale, przerwał baron, muszę tylko uczynić wam uwagę, że odmawiając mi tego słowa, potwierdzacie domysły.
— A co to mnie obchodzi?
Baron przeszedł się po pokoju, wziął za kapelusz, skłonił się grzecznie z daleka Skalskiemu i nie mówiąc słowa, wyszedł.
Rozstanie to, jak cała rozmowa, dała wielce do myślenia Skalskiemu, ufał wszakże energii panny Flory i własnej, że gdyby nawet przeszkody im stawiano, to prędzej przyśpieszą związek, niżeli mu zapobiegną.
Baron zadumany, ręce włożywszy w kieszenie, wyszedł z apteki z postacią młodego człowieka nawykłego żyć w stolicy, który raczy na chwilę deptać bruk małej mieściny. Nie miał już nic do stracenia, podróż jego tak była bezskuteczna, nieszczęśliwa, tak zakończona fatalnie, iż mu nie pozostawało nic, tylko się wycofać z honorami wojskowemi, udając, że w niej oprócz rozrywki nie miał innego celu.
Chodziło mu tylko jeszcze o widzenie się z Mamertem Klaudzyńskim i wycofanie z jego rąk nieszczęśliwego dokumentu, danego na wypadek ożenienia z hrabianką Emmą. Wedle umowy złożył był paru dniami przedtem list do rządcy, zaadresowany do panny Pauliny, i wezwał go na ten właśnie dzień, aby się stawił u Mordka Szpetnego.