Jest-to prawie koniec naszej powieści. Pożeniliśmy bez mała wszystkich, co się mogli ożenić... postawiliśmy resztę bohaterów naszych na progu samym świątyni, do której nic im już wejść nie wzbrania. Jednakże większa część czytelników naszych uczuje to i zrozumie, że koniec tego opowiadania, jest właściwie tylko prologiem! U stóp ołtarza dopiero właściwy życia dramat się poczyna, szczególniej dla tych dzieci wieku, co z najświętszego związku uczynili frymark i spekulacyę. Na tych serce własne i sprawiedliwość odemścić musi popełnione świętokradztwo.
Ale życie jest bezbrzeżne, nie ma ono końca, wiąże się w łańcuch następstw nieprzerwany, a powieść jest ograniczoną mnóstwem warunków. Musimy więc wstrzymać się tu i rozrachować tylko z czytelnikami w sposób jak najtreściwszy, zostawiając dokończenie właściwe opowiadania do szczęśliwszej przyszłości.
Wszyscy się już zresztą domyśleć mogą rozwiązania tymczasowego. Walenty Luziński z żoną, Madame Iza de Luzińska, née Comtesse Turowska, zajechawszy szczęśliwie do stolicy, rozpoczął tam życie w świecie zupełnie dla siebie nowym, od procesu z macochą, upoważnioną przez hrabiego i całą rodzinę.