Idalia zwróciła oczy milczące, ale wymowne ku jeńcowi, który się uśmiechał.
Roger tryumfujący ściskał go za rękę.
Całe towarzystwo popatrzywszy nieco na otaczający pejzaż, zwolna zbierało się na powrót. Zwolna, gdyż stary Skalski obrachował, że daleko by było przyjemniej dojść mrokiem, aby uniknąć wrażenia, jakie okiennice z Eskulapem i Hygią mogły uczynić na baronie. Zapewne prędzej, później, pan Helmold dowiedzieć się musiał o aptekarstwie, ale w pierwszej chwili lepiej było uniknąć wyznania. Idalia także wprzód go usidlić chciała bezpowrotnie, nimby wiedział kto ona jest. Nazwanie samo aptekarzównej, mogło nań oddziałać nieprzyjemnie.
A projekt choć tak gwałtownie zrodzony, tkwił już w myśli panny Idalii.
Rodzina nie potrzebując słów, porozumiała się oczyma.
Apteka miała dwa wnijścia, jedno — na nieszczęście — od głównej ulicy, urzędowe z Eskulapem i Hygią, z orłem i napisem — Apteka uprzywilejowana, drugie od bocznej ulicy zwanej Wolską, prywatne, z ganeczkiem, blachą cynkową pokrytym, gdzie wszelkiej alluzyi unikano starannie, zdradzającej powołanie właścicieli kamienicy, tak dalece, że okno przez które słoje i flaszki widać było, zakryto szkłem łanem nieprzezroczystem.
Zmieniając nieco plan podróży, można było gościa wprowadzić z tamtej strony, zkąd żadna woń nawet się nie dobywała, gdzie żaden moździerz nie dźwięczał i utrzymać go w złudzeniu, iż znajduje się w domu właścicieli dóbr, chwilowo w miasteczku zamieszkałych.
Zostało to postanowionem w cichości, panna Idalia była spokojną, ale szło jej teraz o urządzenie takie pochodu spacerowego, ażeby czas nie został stracony. Trzeba było połączyć przyzwoitość z korzyścią, utile dulci. Wyprawić rodziców z baronem przodem i oddać im go na łup nie wypadało, z wielu względów.
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/47
Ta strona została skorygowana.