Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/50

Ta strona została skorygowana.

ły, i nikły, a pani Skalska była pewną, że wielkiemu zadaniu nie podoła, i że o czemś zapomni.
— Takie już moje przeznaczenie! mówiła w duszy, i ręczę, że śmietanka zwarzona. Ile razy gość, tyle razy zwarzona śmietanka! Panu Bogn trzeba ofiarować...
Zbliżano się do Wolskiej ulicy. Kamienica Skalskich wśród niższych domków, przedstawiała się bardzo korzystnie. W tym roku była świeżo pobieloną, cynkowy daszek nad gankiem wyglądał ładnie, drzwi świeciły od ozdób mosiężnych, w oknach bogate widać było firanki i mnóstwo kwiatów.
Skalscy z pociechą przekonali się, że ich dom wieczorem ma wcale przyzwoitą powierzchowność. Ale baron mało na to uważał zajęty panną Idalią, która właśnie malowała mu całe swe uwielbienie dla mistrzów muzyki nowej, zmiatając dosyć nierozważnie w jedną wiązkę Mendelsohn’a, Chopin’a, Schumann’a, Wagnera, Aubera, Verdego i — co się nawinęło. Baron Helmold tak od kwadransa nalegał na nią, że w końcu obiecała mu zagrać.
Wnijście do salonu o mroku jest jednym z najszczęśliwszych wypadków dla gospodarzy. W południe wszystko ostro w oczy skacze, razi, w szarej godzinie harmonizują się i zlewają największe niedorzeczności umeblowania. Salon Skalskich wydał się pięknym, choć po dniu, nadto w nim było złota i świecideł. Nim wniesiono świece, służący bardzo zręcznie pościągał szlafmyce z fotelów aksamitnych i płótna z posadzek. Oboje gospodarstwo znikli, został Roger, panna Idalia, która padła od razu na krzesło przy fortepianie i baron ujęty gościnnością uprzejmą tej rodziny. Wprawdzie galicyjski baron wie dobrze, iż mu się wszędzie należy cześć i uznanie w towarzystwie wybrańszem, bo reprezentuje sobą śmietankę społeczną, tradycye kosmopolityzmu wykwintnego, ale niemniej hołd należny smakuje.
Niedługo się dając prosić, zapewniwszy barona, iż jest zmęczona, nieusposobiona, że po przechadzce