Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

zawsze gra najgorzej, a gdy wie że ją słuchają, traci moc nad sobą... panna Idalia zagrała.
Niewiem co baron o jej grze pomyślał, ale my zapewnić możemy, iż w małem miasteczku uchodziła za Klarę Wieck; choć paluszki jej latały bardzo zręcznie, duszy w tem i myśli nie było. Grała jak dziś wszystkie panie grają, nawet te, które muzyki nie lubią.
Popisy salonowe mają to do siebie, że wywołują pochwały, i że z rezultatu ich nic się dowiedzieć nie można. Któryż gość może odmówić poklasku pięknej pannie? Wirtuozki powinny by się zarzec tej gry na zakaz, będącej i dla nich męczarnią i dla słuchaczów co najmniej — kłopotem.
Baron był w uniesieniu, nigdy jeszcze w życiu takiej interpretacyi nie słyszał, wyrazów na ocenienie mu nie brakło, nasłuchał się ich i nachwytał po całej Europie. Idalia tryumfowała, ale dawszy poznać ten swój talent, wolała powrócić do rozmowy, na którą wiele więcej zdawała się rachować.
Razem z herbatą wszedł uczesany na nowo Skalski, przebrana pani, i bronzowy samowar odświętny. Zastawa była przepyszna do zbytku, i nadto widocznie występująca. Baron wolałby był kawałek szynki od bronzowego samowaru, dobry bewsztyk, niż tort od tygodnia oczekujący w cukierni Gorconiego na konsomatora, ale głód nie patrzy czem się zaspokaja.
Ponieważ wieczór był dosyć gorący, okna od ulicy musiano zostawić otworem, siatki tylko od komarów pozamykano, światło i muzyka świadczyły przechodniom miejskim, iż nietylko państwo byli w domu, ale mieli u siebie gości. Skalski drżał aby ciekawość nie ściągnęła mu kogo kompromitującego. Myślał o postawieniu na dole służącej, któraby nie dopuszczała natrętów — ale co to jest w miasteczku nie przyjąć kogo? śmiertelnie by został obrażony gość, któregoby nie uznano godnym towarzystwa.
Trzeba więc było oddać się w ręce Opatrzności