Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

na losy, na szczęście, i drzeć za każdem drzwi skrzypnięciem.
Nawet głośniejszy chód w uliczce przerażał Skalskiego, — ot, ot, zdawało mu się, że już ktoś nadchodzi, i jak statua Komandora, pozywa...
Do połowy wszakże herbaty szło doskonale, a im późniejsza godzina nadchodziła, tem aptekarz czuł się spokojniejszym. Po ósmej nikt w odwiedziny w małem miasteczku nie przychodził.
Panna Idalia deklamowała coś półgłosem z Legendy wieków W. Hugo, a uczciwość wyznać każę, iż baron w tej chwili myślał o piosence Teressy słyszanej w Paryżu, gdy Skalski zbladł... Na schodach ciężki, grubiański chód pośpieszny dał się słyszeć delikatnemu jego uchu, zbliżał, tętniał, drzwi się otwarły, i doktór Mylius w ubraniu płóciennem, w słomkowym kapeluszu, z kijem ukazał się w progu.
— Na miłość Bożą, mój Skalski, zawołał ręce podnosząc, albo też już porzuć tę aptekę, albo pilnuj tego z czego chleb jesz. Półtorej godziny temu, jak zapisałem miksturę dla Cybikowej, wiem że ją można zrobić w kwadrans, a twoi nieznośni subjekci do tej pory jej nie wydali. Potem mówią że doktór winien, że zabił, a to wasze apteki zabijają.
Piorun nie byłby okrutniej raził przytomnych, nad to bezwstydne ukazanie się doktora. Skalski w pierwszej chwili porwał się, chciał biedz, usta mu zatulić, zdrętwiał — starą mało apopleksya nie zabiła, zsiniała biedna. Roger byłby strzelił, gdyby miał z czego, Idalia oczy by może wydarła gburowi, ale się to wszystko skończyło milczeniem strasznem, złowrogiem, grobowem.
Na twarzy barona odmalowało się najprzód podziwienie, poskromione wielką siłą nad sobą, potem odcień nieznaczny szyderstwa, który tylko Roger i Idzia pochwycili, nakoniec przybrał gość postawę obojętną człowieka, który nie słyszy tego, czego nie powinien był posłyszeć.
Z głową spuszczoną nad filiżanką, Helmold szep-