Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

nieco istoty, lubiące samotność, zdziwaczałe trochę. Wystaw sobie, że mama uprosić je nie mogła, aby dziś na obiad przyszły.
Baron postępował jakoś nader powoli, widocznie sobie ujść tak nie życzył. Iza postrzegła co się działo, domyśliła się jakiegoś braciszka podstępu i obawiając aby jej obcy nie umknął, podniósłszy głowę, głośno zawołała brata.
Udała, iż gościa zakrytego za drzewami nie widzi.
— Luis, odezwała się — chodź-że tu, nie lękaj się nas, jesteśmy same.
— A! zacinając usta rzekł brat, to jakiś cud, że Iza nie ucieka, chodźmy.
W duszy klął zdrajczynie — ale przyzwoitość! przyzwoitość, ta mistrzyni wielkiego świata niedozwalała się już wycofać.
— Co mama powie? rzekł w ducha, po co go było do ogrodu prowadzić?
— Pan baron Helmold Kaptur, rzekł, prezentując go, głośno.
— Darują panie, że tak natrętnie przerywamy im wypoczynek, ulubioną samotność i czytanie.
— Właśnieśmy już o mało nie ziewały nad Lamartinem, żywo odparła Iza — wybawiliście nas panowie od świętokradztwa. Grzech to przeciw poezyi zdrzemnąć się, lub poziewać nad takiem arcydziełem... witamy w panach wybawców.
Luis bladł, tak mu się ten śmiały ton niepodobał, sprzeciwiał się on wręcz temu, co o pannach mówił przed chwilą.
Ale Iza gotowała mu gorszą niespodziankę. Baron zdziwiony, zaciekawiony, z kolei spoglądał na Izę i Emmę, a na twarzy jego mimowolnie wyrażało się najgorętsze zajęcie temi postaciami zagadkowemi.
— Nie wątpię, że brat, dodała żywo Iza, nie dając upaść rozmowie, — prowadził pana barona, chcąc mu pokazać piękności naszych leśnych równin, prawda, Luis?
Luis musiał coś potwierdzającego wyjąknąć.