Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

cuzkiej wiersz się nie wysadza na wdzięk, panuje dowcip, króluje wesołość, ocukrowuje ją figlarność. Ton! ton, tra la la la.
Ale nie każdy potrafi zaśpiewać to arcydzieło, któremu towarzyszyć musi uśmiech, wejrzenie, ruch, dramatyczny wyraz, który z nicości czyni rzecz w swoim rodzaju przedziwną — przy wetach.
Dlatego może piosnka owa, chansonnette, nie może się nigdy wydać dobrze, jeźli nie jest nuconą przy lub po obiedzie, a po herbacie panu baronowi zdała się trochę za śmiałą, za poufałą.
Manetce nie szło o to że siebie nią skompromituje, byle dom kuzynek przedstawić trochę inaczej niżby one sobie życzyły. Śpiew ten był figlem.
Prawie się tej tajemnicy mógł domyśleć Helmold, spojrzawszy na Izę, która z założonemi rękami, zasępionem czołem, z wyrazem litości słuchała trzpiota, rozpoczynającego drugą już, a jeszcze weselszą i śmielszą canzonę.
— Przyznam się panu, szepnęła Iza — że trzeba się urodzić w Paryżu, nawyknąć do tego humoru, aby się nie rumienić temu weselu, które dla nas jest więcej niż niezrozumiałe, wstrętliwe prawie.
Baron tembardziej zrozumiał znaczenie piosenki.
Nie rada jej była może i hrabina, milcząco słuchał Luis, du Val był zakłopotany.
Nareszcie szatanik porwał się od fortepianu, poprawując rozrzucone włosy.
— Głosu dziś nie mam i werwy, rzekła, śmiejąc się.
— Tegośmy my przynajmniej nie postrzegli — odpowiedział, grzecznie skłaniając się Helmold.
Popsuty wieczór przeciągnął się jeszcze parę godzin, poczem hrabina wstała, za nią du Val, Luis, baron i całe towarzystwo, po najczulszych pożegnaniach, uściskach, pocałunkach, powoli wyniosło się z oficyny.
W pustym salonie, oświeconym jeszcze odświętnie, zostały naprzeciw siebie smutne, blade, znękane dwie siostry sieroty. Długo spoglądały sobie w oczy, w których się łzy kręciły i padły sobie w objęcia.