— Byłaś u ojca — szepnęła Iza.
— Tak — byłam, nie pytaj, ciszej jeszcze odpowiedziała jej Emma.
I obie milcząc padły na fotele, a długo przyjść nie mogły do słowa. Naostatek Iza porwała się żywo z siedzenia i poczęła przechadzać.
— Dość tego męczeńskiego życia, rzekła stłumionym głosem, położenia fałszywego, marnowanych lat, daję słowo, że pierwszego mężczyznę który mnie wziąść zechce — z zamkniętemi przyjmę oczyma. Tym sposobem, nietylko siebie, ale ciebie Emmo ocalę, zabiorę, porzucim raz ten Turów, w którym pobyt dla nas zatruto.
— A ojciec? słabym głosem zawołała druga, nie — nie! Izo, jeśli to ofiarą nazwać się może, spełnijmy ją do ostatka, nie porzucajmy go na łup obcym ludziom. Moja droga Izo, ty szalejesz.
— Tak, prawda, szaleję, ale czyż mi to nie przebaczono? życie upływa. Patrz — jak dziś umiejętnie potrafiła ogressa zapobiedz, abyśmy i tej chwili swobodniej użyć nie mogły! Potrafiła odgrodzić od nas barona, wpuścić tu tę subretkę nieznośną ze swą karczemną piosenką, wprowadzić swego du Val’a, i obledz tak gościa, aby do żadnej z nas słowa przemówić nie mógł! O! nie! nie zniosę tego dłużej, pomszczę się, — jestem pełnoletnią, panią mej woli, wyjdę za kogokolwiek bądź, aby być raz wolną.
— Uspokój-że się Izo droga, i cicho! na Boga cicho! Ty wiesz żeśmy otoczone szpiegami, że każde nasze słowo odbrzmiewa w uszach ogressy.
— Cóż mi ona zrobi! odpowiedziała Iza.
— Mogęż ja przewidzieć do czego ta kobieta jest zdolną — cicho rzekła Emma — ja wiem tylko, że się jej boję.
I zadrżała mimowolnie.
Cicha noc letnia z księżycem otaczała nieszczęśliwy dwór Turowski, dwie siostry poszły do okna napoić się i uspokoić jej widokiem. W oknach pałacu widać jeszcze było światło u Luisa, u którego panowie
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/86
Ta strona została skorygowana.