Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

grali robiąc poncz, mający mdłą herbatę naprawić, świeciła lampka w pokoju starca i z za zielonych firanek czuwała lampa hrabiny, rozmyślającej także nad swoją i syna przyszłością.
Iza była poruszoną, rozdraźnioną, gniewną. Emma płakała — ojciec jej stał w oczach jeszcze.
Nagle starsza pocałowała ją w czoło.
— Poświęcę się dla nas obu, rzekła, wyrwę cię z tego piekła, choćbym potem miała być nieszczęśliwą — cóż mi tam? byłoż kiedy inaczej? Zniosę już wszystko, gdym potrafiła przecierpieć to do dziś dnia. Baron, baron ani się ośmieli, ani będzie mógł i umiał, ani może zechce posunąć się do jednej z nas. Nie potrafi walczyć, męczyć się, kłamać, wojować, aby pozyskać rękę starej panny znudzonej.
Na to potrzeba człowieka chciwego, ambitnego, bez serca, nie mającego nic do stracenia. Im bardziej o tem myślę, tem widzę dobitniej, że Skalski jest tym którego mi potrzeba, dla dopięcia celu.
Uważałam, że ile razy jesteśmy w kościele, wybiera sobie miejsce naprzeciwko nas, desynuje się przedemną i pogląda melancholicznie. Syn aptekarza wyratuje hrabiankę Turowską.
Emma uśmiechnęła się mimowolnie.
— Pierwszym razem gdy będziemy w miasteczku, zaczepię go sama, wychodząc z kościoła — powiem mu...
— Kochana Izo, cóż ty powiedzieć mu możesz!
— A! sama nie wiem, dość słowa, aby obudzić nadzieję.
— A! moja Izo, i ta poczciwa, okrągła Skalska, mościa dobrodziejko, byłaby twoją mamą?
Obydwie się rozśmiały z za łez.
— Cóż chcesz — odparła Iza smutnie, gotowam na wszystko, byleby wyjść ztąd, głowa mi się zawraca.
— Zmiłuj-że się, w takim razie, wybierz sobie innego męża i inną mamę, zawołała Emma, bo ja tych niezniosę.
Iza wyciągnęła ręce obie ku księżycowi i niebiosom.