Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

— Chcesz bym rękami pracował? uśmiechnął się Walek, może około rzemiosła?
— Ńawet... nawet to by było zbawieniem, a z pewnością lepszem od lamentów i rozmyślań — rzekł doktór. Praca ręczna nie jest wcale uwłaczającą człowiekowi, a często dla umysłu jego, dla zdrowia ducha, dla utrzymania go w karności zbawienną.
— Ja tych teoryj nie rozumiem, rzekł Walek dumnie. Pojmuję nadzwyczajną rozmaitość temperamentów i usposobień, różny rozdział talentów i zdolności i dlatego jedną regułę dla wszystkich znajduję do najwyższego stopnia niesprawiedliwą.
— Sofizmat — zawołał doktór — argumentujesz mi wychodząc z tego, że człowiek jest różny. To prawda, aleś powinien wiedzieć, że te różnice nie przechodzą pewnych granic prawem natury ludzkiej zakreślonych. Człowiek nie przestaje być sobą — człowiekiem, choć jest różnym, a zasada pracy i jej pożyteczność odnoszą się właśnie do tego prawa, które żadnemu nie ulega wyjątkowi — musisz pracować lub oszaleć.
— Więc raczej oszaleć — odezwał się Walek, niż geniusz w błocie potarzać, niż go spętać, zniszczyć.
— Ale wiesz-że ty, śmiejąc się przerwał doktór, że wiara w swój geniusz jest właśnie dowodem przeciwko niemu?
— Dlaczego?
— Jest-to faktem.
— Empirycznie pochwyconym! pogardliwie przerwał Luziński. Taki dowód żaden; — ja co czuję w sobie — przeciwko temu głosy całego świata przemódz nie potrafią.
— Zupełnie tak mówisz jak ów obłąkany, który utrzymuje, że jest szklannym. Wszyscy do koła śmieją się z niego, ale to nie przeszkadza mu obawiać się potłuczenia.
— Walku dodał smutnie Mylius — czas by już było pozbyć się tych dzieciństw, ledwie pierwszym młodości latom przebaczonych, — zaklinam cię.
— Dość tego, gniewliwie przerwał młody chłopiec,