Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

biotaniem rozrywał, a teraz ja, ofiara twej fantazyi, nie mam ci prawa powiedzieć, poślubiłeś moją nędzę, moje losy, dałeś mi chorobę, lecz ja...
— Tak jest — dodał z zapałem Luziński, ja mam prawo upomnieć się, byś zgasił pragnienie, które mnie pali, prawo żądać od ciebie wszystkiego co zechcę. Jestem twem dzieckiem po duchu, jeśli nie z ciała, dziełem twym jestem, jestem dla ciebie obowiązkiem, ciężarem, zgryzotą. Nie możesz mi zamknąć drzwi swych, bo by ci sumienie twe jak zbrodnię wyrzucało, żeś niewinną istotę, bawiąc się nią, skazał na męczarnie; mogę ci powiedzieć, jak ten co mówił Panu Bogu na modlitwie — Jakiegoś mnie Boże stworzył, takiego mnie masz.
Moje wady, moje szaleństwa, moja nędza, to grzechy twoje.
Doktór zbladł słysząc te słowa, cichym głosem rzekł po chwili milczenia.
— Masz słuszność — ale nie z twoich ust powinienem to był usłyszeć.
Zmieniony głos, postawa poważna, — nieco przestraszyły Walka Luzińskiego, który chciał się zbliżyć do Myliusa, aby go przeprosić i przebłagać, choć oko pospolitego widza gniewu by na wybladłem obliczu jego wyczytać nie mogło.
Doktór wstał z siedzenia; lekkie drżenie zdradzało wzruszenie, które starał się pohamować.
— Dość, dość — rzekł zimno, ręką wskazując zbliżającemu się, ażeby nie przystępował więcej. Dość. Masz waćpan słuszność, im dłużej potrwał by ten nasz stosunek, którego całą szkaradę mi wskazałeś, tem winy by się moje zwiększyły. Stało by się w końcu, iż życia by nie starczyło na ich okupienie. Jest-to chwila wskazana mi przez waćpana samego, w której bądź co bądź, potrzeba zrobić obrachunek ostateczny i rozstać się.
Walek chciał coś mówić.
— Ani słowa, przerwał mu doktór — ani słowa. Ja także mam energię, nawet przeciwko własnemu sercu,