powoli, ale koniec końcem, nie obejrzysz się, jak ją zkądsiś wezmą. I łatwo to pojąć, żyją sobie po szlachecku, czém Bóg dał; kucharka im uwarzy, bryczczyną się przejadą, a sukni nie nadrą, bo w kożuszku chodzą. Na tych to się sprawdza: że pańskie oko konia tuczy. Jeśli ich ludzie i kradną potrosze, to takich zawsze mniéj, niż owych, którzy do niczego nie zajrzą. Bo panie, kto się na sumieniu ludzkiém bezwarunkowo funduje, na lodzie buduje: będzie ono stać jaki czas, lecz jak słonko przygrzeje, pójdzie budowla z fundamentami. I niedziw, człek krewki, jak dawniéj mawiano, ułomny, nie byłby człowiekiem. Ten possessor, o którym mowa, dobre sobie zawsze człeczysko, ale ze zwyczaju oszczędności, zarywa na skąpego trochę; przynajmniéj tak o nim mówią sąsiedzi, może dlatego, że ich traktuje, czém ma, niewykwintnie, panów nie naśladuje, sam się nie dmie, a z tych, którzy tracą, jak z głupców się śmieje.
Dziérżawców, robiących fortunę, bywa i drugi gatunek, cale to znowu co innego. Nieraz tytułuje się hrabią, jeździ koczem, żyje wykwintnie. On inaczéj znowu fortunę robi. Rzuca wielki kapitał w owce, w woły, w gorzelnią, fabryki, spekuluje umiejętnie, wygrywa jak w karty. Ten przeciwnie piérwszemu, (który im więcéj robi, tém się więcéj kuli), im więcéj zarabia, tem więcéj szasta. Na stole szampan, w salonie karty i stosy złota, fortepian wiédeński u pani, kocze, karéty, wiérzchowce, tłumny dwór. Ale dlatego pan dziérżawca, sam chodzi do wołów, mianowicie do owczarni, sam rozumowaną, (co za nadużycie wyrazu)! urządza gorzelnię, sam jeździ woły kupować. Ci panowie podobno wygrywają śmiałością, rzucają się na olbrzymie spekulacye, mają
Strona:PL JI Kraszewski Dzierżawca na Wołyniu.djvu/2
Ta strona została uwierzytelniona.