czytał wszakże, twarz jego ze spokojnej i rumianej, stawać się poczynała coraz ciemniejszą i bardziej nachmurzoną. Pofałdowało się czoło, oczy nabiegły krwią, ręce trząść zaczęły, nogą uderzył kilka razy o podłogę, naostatek w impecie wielkim kartę rzucił o ziemię. Stal jakiś czas przybity, nie wiedząc co począć, po czole ręką posunął, schylił się, podniósł list i powtóre czytać go rozpoczął, i znowu nim cisnął, kopiąc go nogą. Po namyśle wszakże zmięty arkusz szarego papieru wziął jeszcze, zwinął go i śpiesznie włożył za kontusz, a sam głowę spuściwszy, po izbie przechadzać się począł. Widocznem było, że go korespondencja ta do żywego poruszyła i zgryzła, kilka razy zabierał się wyjść i od proga powracał, wychylił się wreszcie do sieni i zawołał chłopca z blizkiego kredensu.
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/107
Ta strona została skorygowana.