Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

— Idź mi, księdza tu poproś, tylko zaraz.
Chłopak pobiegł pędem do oficyny.
Tymczasem podczaszy to siadał, to wstawał i przechadzał się, listu dobywał, przebiegł go oczyma, pluł i klął, a czoło tarł. W takiem poruszeniu zastał go ojciec Gula, który z wesołą twarzą na zawołanie nadbiegł.
— Niech będzie pochwalony.
— Na wieki wieków — zmienionym wielce głosem zawołał podczaszy, jąkając się z gniewu i wzruszenia, i podszedł ku drzwiom żywo. — Mój ojcze! mój ojcze, wyście moim przyjacielem, jak z druhem dzielę się biedą, ciężką biedą, dopustem Bożym.
Gula stał wielce zdumiony i wylękły.
— Na Boga! cóż się to panu podczaszemu stało.
— Chodź, chodź! — rzekł stary, wiodąc ojca do okna — weź, naści,