ten pauper, którego ja od głodnej niemal śmierci ratowałem? ten gołowąs, ten...
Podczaszy poczynał się gniewać.
— Dobrodzieju — przerwał ksiądz, całując go znowu w ramię — najgorszy gniew, bo oczy zasłania. Nie ma tu się czego jątrzyć. Strzeżonego Pan Bóg strzeże, chłopca więcej ani na próg, a najlepiej napisać do Żółtkiewicza, że mu się daje na podróż, aby eo instante do Lublina sobie jechał. Ale ani go tu wołać, ani podczaszance o tem wspomnieć, koronkę do Przemienienia Pańskiego zmówić, aby zbytni ów animusz Pan Bóg raczył ukoić, i cicho, cicho, cicho.
Podczaszy słuchał i Reformata też rozczulony w ramię pocałował, a ten go w łokieć. Popłakali się obaj.
— Mój podczaszy, tylko się uspokójcie, szklankę wody, a list na ogień, bo to infamja.
W kominie się właśnie paliło. Pod-
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/112
Ta strona została skorygowana.