wym nie był. Nie chwalił nigdy, ale nie łajał wcale, dość było, gdy ponuro zmilczał i brew namarszczył, wiedziano, co to znaczyć miało.
Sykstus był już u niego od lat kilku, w ciągu tego czasu dowodu łaski nie odebrał żadnego, lecz czuć było w powierzanej mu pracy, w obejściu się z nim, że umiał go cenić. Była to prawa ręka mecenasa, której zawierzał najtrudniejsze roboty, czego Sieboń zazdrościł. Garbus miał daleko więcej przebiegłości, sprytu, ale się z niemi zbytnio narzucał mecenasowi, który tego popisu nie lubił. Znać było z pierwszeństwa, jakie dawał Sykstusowi, że jego skromność więcej cenił. Pani Wawrowa też, która i mecenasa nie szczędziła, gdy w gniew wpadła i przezywała go starą wątrobą, a Siebonia garbusem, Sykstusa nie łajała nigdy inaczej jak delikacikiem lub fanaberją, i miała pewną do nie-
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/121
Ta strona została skorygowana.