Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

wek. Żółtkiewicz z założonemi w tył lękami przechadzał się zamyślony, wlokąc za sobą długo puszczony koniec chustki od nosa.
Młodzież, która zewnętrzne oznaki humorów trafnie spostrzega, oddawna się przekonała, iż zapomnienie takie, zwiastowało u mecenasa głębokie zaprzątniecie jakąś sprawą lub nawet smutek i zafrasowanie.
Gdy Sykstus wszedł, Żółtkiewicz stanął, popatrzył na niego długo, i nic nie mówiąc chodzić znowu począł zamyślony po izbie. W takim razie ceremonjał i zwyczaj wymagały, aby powołany czekał, aż mecenas sam się odezwie i spyta lub wyda rozporządzenie.
Tym razem wszakże Sykstus z nogi na nogę przestępując, chrząkając, stał, stał, minuty mijały, a Żółtkiewicz chodził, chodził i nie mówił słowa. Odważył się odchrząknąć, aby się przypomnieć, nie pomogło nic. Trze-