Ta strona została skorygowana.
szczęście opromieniało, wydawała się w całym blasku.
Ściskano się znowu, gdy nadszedł ojciec Gula, kieliszki i butelka. Reformat nie miał odrazy do dobrego, wytrawnego wina, dotrzymywał kompanii dobrze i gawędę prowadził zręcznie. Ledwie się ukazał na progu, podczaszy począł mu już opowiadać niesłychany wypadek chorążego, którego on zrazu jakoś nawet objąć i wierzyć weń nie potrafił.
Winszował nieśmiało, ale spoglądał nieufnie.
— Z tysiąca nocy! — rzekł po chwili — jeszczem, jak żyję, nic podobnego nie słyszał, żeby się w Polsce trafiło. Czy tylko z przeproszeniem pana chorążego, jaki truteń nie zwodzi, żeby mu z kieszeni co wyciągnąć.
— A jakimżeby to sposobem mogło być — odparł Brdęski — kiedy