— Więceśmy towarzysze z pod chorągwi jednej — dodał Szczepek podając rękę Walkowi — a cóż? mamy przeto koty drzeć i rąbać się i nienawidzieć i doły pod sobą kopać? Wy na mnie koso patrzycie — za co? pytam — albo to mnie nie wolno tak dobrze jak wam. Gwałtem ją żaden z nas nie weźmie.
— Masz słuszność — zawołał Walek — gniewać się i marszczyć nie o co. Ale jak Ewunia na was słodko popatrzy, to mi się wszystko burzy; a ręce szabli szukają mimowoli.
— Mnie też, gdy do was słodkie oczy zrobi — odparł Szczepek — a potrzeba się mitygować i mieć rozum. Juźci przecie kiedyś wybierze.
Westchnęli obaj.
— Słuchajno — rzekł Walek — co ty myślisz? jak się tobie zdaje? kto z nas najpodobniejszy?
Szczepek głowę pochylił.
— A kto ją zrozumie! a kto wie
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/16
Ta strona została skorygowana.