Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

niego uczynić, a nie życzyłbym sobie, aby o tem wiedział. Czy nie dobrze by dlań było, wyprawić go do Lublina lub do Warszawy... dopomógłszy mu, aby się na świecie przetarł? jak sądzicie?
— Zapewne, żeby mu się to przydało — odpowiedział mecenas — chociaż on tu czasu nie marnuje. Posłać go zaś bez grosza nie można, a nim sobie co zarobić potrafi, zje wiele.
— Naprzykład? — spytał stary.
— No, i sto dukatów nadto by nie było — odparł mecenas.
Podczaszy podjął połę, dobył sakwę zieloną, położył ją na stole, zanurzył w niej rękę i wysunął rulonik opieczętowany. Kładąc go na stole przed Żółtkiewiczem i podsuwając mu, rzekł z cicha.
— Niechże będzie sto, ale tak, mój mecenasie, aby to nie był dar