Żółtkiewicz rulonik drżącą ręką wziął, skłonił się i do kieszeni schował. Dostał jeszcze mniejszy drugi, z powodu kosztów na proces o Szumlańszczyznę, nagadali się do wieczora, potem podczaszy poszedł z nim na kolacyjkę do księdza gwardjana, wrócił dobrego się miodu napiwszy, a nazajutrz do dnia wyruszył do domu.
Upłynęło dni kilka potem bez żadnej zmiany w dworku Żółtkiewicza, gdy jednego wieczora, właśnie po ukończeniu pracy w kancelarji, Sykstus wyszedłszy na górę, chodził zadumany z załamanemi rękami po izbie, aż tu otwarły się drzwi nagle impetycznie i stara Wawrowa ukazała się w nich, mierząc oczyma trochę przestraszonego chłopca.
— Pan Sykstus, do jegomości! do jegomości, słyszy pan! Jegomość czeka! Coś zamyślony delikacik! hę! za-
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/166
Ta strona została skorygowana.