Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/172

Ta strona została skorygowana.

tem nie będę, aut, aut, jak sobie chcesz, namyśl się do jutra. Drugi by ze szczęścia podskoczył.
— Panie mecenasie, dobrodzieju...
— Masz asindziej namysłu do jutra, do wieczora, proszę mi przyjść z odpowiedzią stanowczą... zobaczymy.
Odwrócił się szybko, Warka pokłonił się i wyszedł jak pijany, lecąc się zamknąć w izdebce swej na górce.
Z jednej strony tak świetnie nadzieje, takie dobrodziejstwo niespodziewane nigdy, które o przyszłości stanowić mogło, z drugiej, jakże opuścić te strony i to bez pozwolenia Ewuni, któraby za zdradę to poczynić to mogła. Sykstus ręce łamał, co począć? Dwadzieścia cztery godziny? A potem? co mecenas zechce postanowić?
— Bądź co bądź — rzekł w duchu — bez niej ja nic począć nie mogę.