Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

Zapalił świecę i korzystając z tego, że Siebonia nie było, siadł co prędzej pisać list. Nakreślił go naprędce, gorąco, nie dobrze nawet wyważywszy słowa, włożył w książkę panny Julji, opieczętował ją, i obliczywszy się ze szczupłą kasą swoją, wybiegł co prędzej na miasteczko. We drzwiach na dole spotkała go pani Wawrowa.
— Oh! oh! już, leci pędziwiatr! — zawołała — mało mnie nie rozbił, a gdzie oczy? Co tam w tej głowie? fumy! faneberje. Na złamanie karku, żeby choć dobry wieczór dał, utrapieniec.
— Przepraszam — rzekł Sykstus kłaniając się.
— Gdzieś nogi i ręce połamie! — mruknęła patrząc za wybiegającym ochmistrzyni — ale to młodość, tak zawsze, fiu, fiiu, tere fere, póki karku nie nakręci.
Sykstus już tego nie słyszał, biegł