Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

— A! Boże uchowaj! — rzekł zarumieniony Sykstus — pannie Julji.
Żyd okiem mrugnął.
Herste? to już jegomość w tego interesa się bawi? ajwaj!
— To nie mój interes, jestem proszony — podchwycił Sykstus.
Icyk się rozśmiał.
— Ne! ne! niechaj tak, panny Julji z czarnemi oczkami, przy garderobie, se git, znam, i oddać tak, żeby nikt nie widzieli. Se git! a na kiedy odpowiedź?
— Koniecznie jutro po południu, przed wieczorem, bo będę zgubiony — zawołał Sukstus.
— A kiedy interes cudzy?
— Ale mnie powierzony.
Se git, panna ma proces w sądzie, ja to rozumiem — rozśmiał się Icyk — a pan wie co to ta sztuka będzie kosztować?
— Słuchaj — zawołał Sykstus — jam ubogi.