Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/176

Ta strona została skorygowana.

— A kiedy to nie pański interes? — przerwał żydek, śmiał się.
Biedny Warka był w wielkim kłopocie.
— No, co chcesz! co chcesz? — zapytał.
— Słuchaj jegomość — rzekł Icyk — ja jestem biedny żydek, co sobie kości trzęsę, zarabiając na życie dla żony i dzieci, ja jestem biedny, ale ja nie jestem zły człowiek, co z ludzi skórę drze, a ja jegomości lubię, bo wy uczciwy człowiek, i ja to rozumiem, co do panny Julji. Jabym mógł powiedzieć cztery talary, ja bym mógł powiedzieć pięć, ale ja nie powiem tylko trzy.
Sykstus pobladł, nie miał ich pono więcej w kieszeni.
Żydek to spostrzegł.
— Słuchaj jegomość, ja muszę żyć z żoną i dziećmi, a u mnie dzieci dużo, no, ale, jak sobie chce, dla was, półtrzecia.