Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

nie wiem co? Ja aspanu powiadam, jedź.
— Nie mogę, panie mecenasie.
Żółtkiewicz widocznie zniecierpliwiony, gniewny, przeszedł się po izbie, umitygował i odwracając do Sykstusa, rzekł:
— Bardzo dobrze. Zatem asindziej u mnie w kancelarji miejsca nie masz, i jutro rano się sobie z górki wybieraj. Grosza złamanego nie dam. Bądź asindziej zdrów.
Na to dictum acerbum, którego się nie spodziewał, Sykstus stanął jak wryty, mimowolnie w głowie mu się zawróciło, i łzy w oczach poczuł.
— Pozwoli pan mecenas przynajmniej...
— Nic nie pozwolę — przerwał stary.
— Złożyć sobie z duszy i serca dzięki za opiekę, za to co przy nim skorzystałem, za jego dobroć dla mnie, za wszystkie łaski...