rozlegał się szeroko, w prawo i lewo miał jeszcze przybudowane skrzydła...
Z poza niego widać było czarną kopułkę domowej kaplicy, i wierzchołki świerków, co ją otaczały. Choć wieczór ledwie nadchodził i na dworze jasno jeszcze dosyć było, już w oknach domu czterech, widać było rzęsiste światło. W prawo też przy obszernych stajniach stała moc sani i ludzi się uwijało wesołych kupa. Z boku widać było drzwi kuchni, koło której ruch parobków, dziewcząt, kucharzy i kuchtów był znaczny.
W dawnych dworach, gdy gości Bóg dał, musiało wszystko być, drobiu starczyło zawsze, a w potrzebie nim pomogła, baran tłusty się znalazł, wołowinę dostarczał ćwierciami arendarz, cielę zapaśne zawsze stało, prosię też, a co do innych zapasów, o tych niema co i mówić. W zapusty też kto doma siedział, musiał
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/19
Ta strona została skorygowana.