Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/196

Ta strona została skorygowana.

dukatów na drogę, jedź do Lublina z listem polecającym i kieruj się na człowieka. Na to ja podziękowawszy ślicznie, odpowiedziałem, że chcę w kancelarji pozostać, bo we własne siły ufności nie mam. Mecenas się rozgniewał, żem ofiarę jego i radę odrzucił i kazał mi się wynosić!
Bołtuszewski osłupiał.
— Dawał ci sto dukatów na drogę! ten sknera, ten dusigrosz! ten, ten... To nie może być.
— Spytaj go pan, nie zaprze się.
— Oho! oho! — podnosząc rękę do góry, zawołał Bołtuszewski, — wróbli starych nie łapią na plewę! Jeśli on ci dawał sto dukatów, to na ewangelję przysięgam, że nie ze swej kieszeni.
Sykstusa uderzyło to rozumowanie.
— I jakże waćpan znowu odrzuciłeś sto dukatów i krescytywy, nic nie mając, potrzebując protekcji? bez