się mieć na ostrożności że go najadą, a wymówić się od przyjęcia, honor nie pozwalał. Najskąpszy naówczas broniąc czci domu, worka musiał rozwiązać.
Przede dworem schodziły się drogi, jedna którą Walek ze Szczepkiem jechali, druga od miasteczka, i właśnie w chwili, gdy się tu dobili, przed niemi ogromne przesunęły się sanie dworskiemi końmi, widocznie wiozące skrzypki. Siedziało na nich trzech żydków i kilka kożuchowych figur, między któremi ogromna brzuchata sterczała basetla i bębenek.
Rozśmieli się tedy do siebie goście.
— A no taniec pewny, bo podczaszy o muzyce zawczasu pomyślał! — zawołał Walek — byle panien nie zabrakło, kawalerów będzie dosyć.
Ledwie sanki zabrzęczały przed gankiem, zjawił się w progu sieni olbrzymiej tuszy, rumiany, z twarzą
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/20
Ta strona została skorygowana.