Ta strona została skorygowana.
wprowadził, przedstawiając swoim aplikantom i pisarzom jako alter ego swojego i starszego.
Sam zaś jak mógł najprędzej, nadziawszy czapkę na głowę, wybiegł, szukając spotkania z Żółtkiewiczem.
— Że w tem coś jest, jakieś szachry tego milczka i z cichapęka — mówił do siebie — nie ulega najmniejszej wątpliwości. Ale ja z niego to dobędę! ho! ho!
Dopiero jednak po godzinie sądowej, wyrachowawszy dobrze, by się zetknęli na grobelce z zamku, w którym były dekasterje, zszedł się Bołtuszewski ze swym rywalem. Żółtkiewicz, jak zwykle, kroczył powoli, zamyślony i na pozór obojętny, Bołtuszewski rwał się i biegł jak opętany.
— Dzień dobry kochanemu koledze!
— Do nóg upadam!
— Co tam słychać?