księżycową gospodarz, otworzył ramiona szeroko.
— O toście mi dopiero pożądani! — zawołał — niech wam Bóg sąsiedzką miłość płaci! Jużem chciał umyślnych słać, bo mi bez was było smutno.
Strzepnęli się w ganku obaj przybyli, i nuż gospodarza witać, który przy swej cyrkumferencji mógł obu do piersi przytulić, i nie było im ciasno.
— Chodźcie ichmość, nie marznijmy! — dodał, biorąc obu za ręce.
Kozaczek drzwi otworzył szeroko, zajaśniała sala wielka, rzęsisto jarzącemi świecami obsadzona przy ścianach i weszli. Chorąży prowadził ich do córki i śmiał się, aż mu podbródki skakały.
— Sędzica i pisarzowica, mojej doni kochanej prowadzę — wołał zdala — a co prawda żem się spisał, dwa dobre szczupaki na raz. Cha! cha!
W głębi obszernej sali, widocznie
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/21
Ta strona została skorygowana.