Westchnął podczaszy, bębniąc palcami po stoliku.
— I po co to było przyjmować zajęcie u Bołtuszewskiego, toć to zawsze antagonista natus waszego dobroczyńcy.
— Przepraszam pana podczaszego — przerwał Sykstus — nie miałem z czego żyć, pracować muszę.
— Dla czego tu w kącie siedzieć? czemu się upierać? co to jest? — rzekł stary — czemu rad przyjacielskich nie słuchać. Ja przecież krewny jestem i mogę się uważać za opieknna waszego, a lepszej rady i skuteczniejszej dla przyszłości waszej dać bym wam nie mógł na tę, jaką wam pan mecenas dawał. Cóż to za uporek? hę? koniecznie tu siedzieć?
Sykstus milczał.
— Nie, to tak nie może być — odezwał się podczaszy — posłuchaj mnie asindziej, ja tę sprawę rozsądzę. Mecenas swej ofiary pewno nie cofnie,
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/210
Ta strona została skorygowana.