Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

a ja, jako kolligat, daję do niej od siebie drugie sto czerwonych złotych i jedź waćpan do Lublina.
Biedny chłopak zmartwiał, stojąc u drzwi, czuł w tem jedno, co go przerażało, że się go stąd widocznie pozbyć chciano. Domyślał się, że podczaszy coś zasłyszeć musiał i nie życząc sobie nadawać temu rozgłosu, tak zręcznie chciał go stąd wypchnąć z pomocą Żółtkiewicza. Wszystko to stanęło mu przed oczyma, serce się ścisnęło, stał niemy. Podczaszy i mecenas milczący też czekali odpowiedzi.
— Panie podczaszy — skłaniając mu się do kolan, głosem drżącym od Wzruszenia począł Warka — byłeś pan dla mnie równie łaskawym opiekunem, jak szanowny mecenas, ofiara pańska napełnia mnie wdzięcznością niezmierną, ale ja siebie znam, lepiej niż mnie ktokolwiek znać może, ja wiem, żem nie stworzony do