Ta strona została skorygowana.
posag, różyczkę tę wziął, i by mu w rękach brudnych uwiędła.
— Vivat Machcewicz! — zawołał rejent.
— Vivat Ewunia! — podchwycił Litwin — bóstwo moje! anioł złoty. Lecz o słowo jeszcze proszę.
— Pan Machcewicz ma głos.
— Bądźmyż godni wielkiego czynu, do którego się zbieramy, i jako owi Amadysowie a Rodrygi starzy, uczyńmy co mamy czynić gustownie, szykownie i misternie, jak się patrzy.
— A no, więc cóż? — spytał rejent.
— Juramentem się zwiążmy, iż Ewunia kogobykolwiek serce jej wybrało, a wedle wszelkiego podobieństwa już znanemu nam Sykstusikowi, pomagać całemi siły przeciw chorążemu będziemy, lecz jak? w tem sęk? w tem perła? na tem rzecz? pomagajmy tak, by ani on, ani nikt się