Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/228

Ta strona została skorygowana.

Wreszcie rejent, który gospodarza rolę na siebie wziął, ozwie się.
— Pan chorąży pewnie do miasteczka po sprawunki na wielkanocne święta? bo to za pasem.
— Ja w święta nie będę w domu — odpowiedział Brdęski — muszę jechać w podróż.
— A! prawda! — przerwał Machcewicz — słyszeliśmy coś, ale czy też to rzeczywiście spadek w Holandji?
— Tak jest — rzekł poważnie pan Celestyn — tylko się obawiam, ażeby mi wiele kłopotu nie przyczynił.
— Jeszcześmy też panu nie powinszowali — dorzucił Szczopek — a jest czego, jest czego.
— Bardzo dziękuję — mruknął chorąży — wielka w istocie niespodzianka. Czekam listów tylko i do Holandji jadę.
— Kiedy?
— No, nie wiem, jeszcze się to przewlecze — odparł Brdęski — z domu